Czasem naprawdę warto posłuchać języka własnego ciała - nawet jeśli z pozoru wydaje się, że go nie rozumiemy. Ono wie co dla niego najlepsze i walczy o swoje.
Faktycznie wczoraj padłam. Otuliłam się kocem i próbowałam zasnąć. Musiało być ze mną niedobrze, gdyż leżenie w dzień, a już drzemka? O nie, to nie ja. A jednak. Poddałam się.
Mąż po powrocie z pracy zastał mnie w pozycji horyzontalnej, pocałował w czoło i zakasał rękawy - pozmywał naczynia, zrobił nam obojgu kawę plus kanapkę dla mnie, a potem poszedł do sklepu po zakupy.
Dziś wstał nowy dzień, a ja razem z nim. Z uśmiechem na twarzy, ze słońcem za oknem, z rozwieszonym praniem na balkonie, z chęcią do życia i wyjścia z domu.