Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 22 sierpnia 2014

1.783. Jak piórko

Po raz kolejny przekonuję się na własnej skórze, że myślenie czasem warto puścić wolno jak piórko na wietrze. Jak ma dolecieć i gdzie ma dolecieć, tam doleci. Tak właśnie poukładały się niektóre moje sprawy. Pięknie i bezproblemowo.

W tym tygodniu po raz ostatni poszłam do biblioteki po książki dla pani Em. Ponieważ od jakiegoś czasu przygotowywałam ją do naszego pożegnania, przebiegło ono całkiem normalnie. I przez telefon, gdyż starsza pani była nieobecna w DPS z powodu wcześniej zaplanowanej wizyty lekarskiej.

Siedziałam w domu i zastanawiałam się co bym mogła zjeść na obiad kiedy usłyszałam prawie walenie w drzwi. To sąsiadka, którą zdążyłam uświadomić, że nasz dzwonek nie działa, a jak przejeżdża hurgot, delikatnego stukania nie usłyszę. Podzieliła się ze mną jeszcze ciepłymi ruskimi pierogami. A jak już weszła, dostała świeżo zaparzoną kawę.

Bez zbędnych ceregieli i tłumaczeń napisałam SMS do marudzącej i upierdliwej znajomej, że nie mam czasu się z nią spotkać w przyszłym tygodniu. Skoro moje jasne, wyraźne i bezpośrednie komunikaty o tym, że jej nieustanne gadanie o byłym mężu i byłej teściowej mnie męczą (i mogę z nią rozmawiać o wszystkim, byle nie poruszała tamtych wątków), ona ma w głębokim poważaniu, nie widzę sensu, by poświęcać swój czas na przyglądanie się jak koleżanka z lubością grzebie się w szambie.

Swoją drogą, po części i przekornie oczywiście, jestem takim ludziom (bo jest ich całkiem sporo - wystarczy się dobrze rozejrzeć dookoła) wdzięczna za inspirację do napisania kolejnej notki, która się rodzi w mojej głowie.