Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 24 sierpnia 2014

1.787. Naleśnikowo

Nasze pionierskie małżeńskie naleśniki. Dzisiaj miały swoją obiadową premierę.

Szklanka mąki, szklanka mleka, jedno jajko, łyżka oleju, zero cukru, zero soli - wymieszane dokładnie, żeby grudek nie było - to mój wkład. Rozgrzana na patelni łyżka oleju (potem okazało się, że jednak lepsza będzie łyżeczka) i smażenie z mistrzowskim podrzutem (czyli przerzutem) na drugą stronę - to wkład Dyrektora Wykonawczego.

Pierwszy wyszedł krzywy i za tłusty - co widać gołym okiem.


Drugi (i reszta, czyli pięć następnych) i wyglądały i smakowały już wybornie.


Zjadłam od razu dwa. Puste. Bez niczego. Jeszcze ciepłe, prosto z patelni.

Głos Rozsądku skonsumował tego krzywego i tłustego. A potem wziął dżem wiśniowy, posmarował sobie nim kolejnego naleśnika i jadł aż mu się uszy trzęsły.

W kuchni, na talerzyku, zostały nam jeszcze trzy.