- Żona, jak umrę przed tobą, nie ubieraj się na czarno i nie noś po mnie żałoby.
- Na pogrzeb też nie?
- Nie.
- Przecież nie ubiorę się na kolorowo.
- A czemu nie?
- Weź przestań. Ale na granatowo chyba mogłoby być.
Jeśli komuś się wydaje, że my tak sobie żartujemy z poważnego i ostatecznego tematu, jest w błędzie. Może dla niektórych to dziwne, ale ani ja, ani Mąż nie dostrzegamy absolutnie niczego niestosownego w rozmowach o naszej ewentualnej chorobie, czy niepełnosprawności, jak również śmierci, czy szczegółach pogrzebu.
Dla nas są to tak samo naturalne kwestie do obgadania jak te codzienne, zwykłe i prozaiczne, które dotyczą każdego. I jeśli jedno zaczyna mówić o czymś, co jest generalnie przez innych uznawane za trudne albo nie na miejscu ("przecież nie wypada"), drugie go nie ucisza, nie bagatelizuje, ale słucha uważnie.
Bo kiedy rozmawiać o śmierci jak nie za życia?