Wieczorem, tuż przed pójściem spać, przykryliśmy klatkę z Gieniem i Heniem fartuszkiem kuchennym, bo nic innego się nie nadawało rozmiarem. Uprzedziłam Męża, że rano nasze papużki mogą hałasować, a ten biedak tak się przejął i zestresował, że w nocy budził się co trochę i sprawdzał co się dzieje w klatce. Efektem powyższego stresu jest opryszczka na górnej wardze Dyrektora Wykonawczego. I nici z całowania i seksu, gdyż chyba nad tym najbardziej ubolewa Głos Rozsądku.
Jak dla mnie nasza o odmiennej orientacji zachowuje się całkiem normalnie - ganiają się po klatce, krzyczą na siebie, coś tam po papuziemu gadają, kłócą się (chyba?), odganiają jeden drugiego od miseczki z ziarnem, ale też całują - z języczkiem. Ich odgłosy nie są wcale głośne (przecież miałam kiedyś ptaki, więc jestem przyzwyczajona), lecz Mąż ma inne zdanie. Okazało się bowiem, że on nigdy nie miał żadnego zwierzątka w domu i nie jest przyzwyczajony do takiego hałasu.
Mam wrażenie, że Dyrektor Wykonawczy jest jeszcze w szoku, bo ja przyjęłam skrzydlatych facetów z otwartymi ramionami. Za to Druga Połówka stwierdził dziś rano: "no i skończyła się cisza w naszym mieszkaniu", po czym ciężko westchnął.