Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 8 września 2014

1.816. Naprzód

Mało mnie w wirtualnym świecie. Najczęściej spotkać mnie można u sąsiadki, która już przebiera nogami, by zejść do nas i zobaczyć moje sukienki oraz Gienia i Henia. Póki co, na zmianę z Mężem to my chodzimy do niej.

Pacjent idealny - nie manipuluje, lecz odpowiada na zadawane wprost pytania, a nawet wyraża swoje życzenia - co prawda z lekkim "naciskiem" z naszej strony, ale jednak. Czasem wymsknie się jej: "maruda jestem, co?", ale moja reakcja: "marudą byś była, gdybyś chciała żyrafę z oliwskiego zoo" zmusza ją do uśmiechu.

Smaki powracają - kawa zbożowa z mlekiem, do tego słomka do chrupania, zupa, jogurt naturalny. Jest lepiej. Poznaję po błysku w oczach i po rżącym śmiechu, który wrócił dziś na swoje miejsce. I po liście zakupowej do drogeryjnej sieciówki, która była w trakcie uzupełniania.

Sił brak zaś na kąpiel, czy ogarnięcie mieszkania. Bo Zosia-Samosia nie pozwala nikomu posprzątać. Podobnie jak wczoraj doprawić kotletów schabowych i ziemniaków. Ledwo stała, ale musiała sama to zrobić - choć oboje z Dyrektorem Wykonawczym oferowaliśmy swoją pomoc i usiłowaliśmy wygonić ją z własnej kuchni. 

Uparciuch jeden. Rozumiem ją, bo też taka jestem. To taki typ, który nie użala się nad sobą, tylko sam się mobilizuje i walczy. A potem wyczerpany pada na łóżko i odpoczywa, bo się przeforsował. Cóż poradzić? Wystarczy być i akceptować takim, jakim jest. Bo fajna jest właśnie taka.