Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 10 września 2014

1.820. Songs of Innocence

Ponad pięć lat oczekiwania i w końcu jest. Na razie tylko i wyłącznie w sieci, ale październik z pewnością przyniesie zafoliowane pudełko z okrągłą i błyszczącą zawartością w środku.

Kocham ich muzykę od usłyszanych pierwszych dźwięków. Ta miłość trwa nieprzerwanie już od trzydziestu lat. Pełna wiary i nadziei, mnóstwa wspomnień, przeżyć, wrażeń.

1997, 2005, 2009 - najważniejsze dla mnie muzyczne daty. Trzy koncerty w Polsce, na których miałam szczęście być, czuć tamtą atmosferę, doświadczać czegoś, czego nie podejmuję się opisać słowami.

Gdyby nie oni, nie poznałabym Męża, bo pewnie nigdy nie spotkalibyśmy się przed drzwiami tego samego salonu czekając na jego otwarcie, by biegiem podążyć do kasy po bilety na tamten chorzowski koncert dziewięć lat temu.

Ich kawałki dawały mi kopa do życia kiedy żyć się już nie chciało. Ich utwory towarzyszyły nam podczas obu ślubów.

Nie byłam, nie jestem i nie będę obiektywna jeśli chodzi o ich płyty, aczkolwiek mam swoje najbardziej ulubione.

Warto było czekać pięć długich lat na Songs of Innocence. Więcej nie jestem w stanie w tym momencie napisać. Wystarczy mi ich muzyka, którą mam teraz non stop w słuchawkach. I ciarki na ciele, łzy w oczach oraz uśmiech na twarzy.