Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 12 września 2014

1.822. Przed przeprowadzką

Nasze klatkowe budziki rozpoczęły swoje nawoływania tuż po szóstej rano, więc kilkanaście minut później i my podnieśliśmy swoje cztery litery z łóżka. Poranna kąpiel, a potem śniadanie plus kawa. Kątem oka uchwyciłam w oknie balkonowym samochód kuriera i powiedziałam do Męża, że pewnie jadą z naszą klatką.

Dyrektor Wykonawczy stwierdził, że jest dopiero 7:45, a paczki rozwożą od ósmej. Po chwili rozległ się dzwonek domofonu. I kto miał rację? Oczywiście, że ja. W pośpiechu zakładaliśmy na siebie ubrania, bo po wyjściu z wanny siedzieliśmy w samej bieliźnie. Na szczęście zanim miły pan zapukał do drzwi, mieliśmy już na sobie co trzeba.

Klatka dotarła w całości (sprawdziliśmy przy kurierze) w niecałe 23 godziny od momentu jej zamówienia. Z dodatkową kratką i kołowrotkiem (wszak dla gryzoni jest przeznaczona) oraz dwiema plastikowymi miseczkami. Super - będzie spokój - dla każdego po jednej, bo teraz walczą o tę, którą mają w starej klatce, a razem w tym samym czasie jeść nie potrafią.

Poszerzam swoją wiedzę w temacie papużek i wiem, że one muszą mieć wszystko zdublowane, bo są zazdrosne. Czyli jak z bliźniakami - dwupak i już. Dwa poidełka, dwie sepie, dwa pojemniki. Jedynie huśtawka, drabinka i lusterko z dzwoneczkiem są bez pary, ale to przecież gadżety.

Mąż zdążył jeszcze przed wyjściem do pracy skrócić żerdki, które wczoraj kupiłam. Potem zamocowaliśmy je w środku nowego mieszkanka falek. Jeszcze tylko powieszę kilka nowych zabawek i nowy dom będzie czekał na swoich lokatorów.

Gienio i Henio zerkali w jego kierunku z zaciekawieniem, a kiedy przestawiłam ich, żebyśmy mogli z Głosem Rozsądku przesunąć komodę, uciekli pod sam sufit - zawsze tak robią jak się boją. Czekają aż minie niebezpieczeństwo i dopiero potem wracają na żerdki.

Jutro będziemy próbowali bezboleśnie przeprowadzić hałaśniki. Mam plan, by zabrać im całe wyposażenie z obecnego mieszkanka, wstawić je do nowego, a obie klatki ustawić naprzeciwko siebie z otwartymi drzwiczkami. Może dadzą się zwabić jedzeniem i same przeskoczą? Jak ten manewr się nie uda, będę zmuszona je łapać do ręki, a tego wolałabym uniknąć, żeby ich (i siebie) nie stresować. Ale jak nie będzie innego wyjścia...