Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 18 września 2014

1.833. Spontanicznie

- Dzień dobry pani. Jak się pani miewa? - pytam przez telefon sąsiadkę.
- Dzień dobry. A dziękuję, dobrze.
- Co tam pani porabia?
- Powinnam iść skserować kilka rzeczy, ale mi się nie chce - no chyba, że ktoś by poszedł ze mną, na przykład ty - coraz bardziej zawiesza i ścisza głos aż do końcowego prawie szeptu.
- Bardzo chętnie się przejdę.
- Naprawdę? - zaszczebiotała. To ja dopiję tylko kawę i schodzę.
- Schodź - byle nie z tego świata - włącza mi się moje specyficzne poczucie humoru.

Po drodze musiałam ją uświadomić, że przez ulicę przechodzę na pasach, a nie na skuśkę jak ona i że podobnie zachowuję się na światłach, czyli że jak jest czerwone to stoję i czekam (nawet jak nic nie jedzie) - nie to, co ona. Tylko raz (na samym początku) się wyłamała, ale kiedy zobaczyła, że jestem konsekwentna i wierna swoim zasadom, a ona i tak musi na mnie poczekać, później już odpuściła i grzecznie stała ze mną, choć dawałam jej wolną rękę, mówiąc: "jak chcesz, to idź". "Nie, nie będę taka, poczekam z tobą" - odpowiadała.

Dzięki temu nieplanowanemu wyjściu kupiłam sobie sześć jasnoniebieskich doniczek za całe sześć złotych (znowu trafiłam na wyprzedaż po złotówce za sztukę), sąsiadka zrobiła ksero, nabyła kratkę do kwiatka oraz dokonała kosmetycznych zakupów w sieciówce, które zaoferowałam się nieść - ze względu na mastektomię wolno jej dźwigać maksymalnie półtora kilograma w ręce po stronie amputowanej piersi.

Jako że mam patent na bycie zorganizowaną, a sąsiadka nie posiadała listy zakupowej, więc próbowałam ją nakierować na to, czego potrzebuje, by o czymś nie zapomniała. "Pasta do zębów? Nici? Płyn do płukania? Mydło? Szampon do włosów?" - pytałam, w pewnym momencie łapiąc się na bezsensie tej ostatniej wymienionej rzeczy, co kochana wariatka skwitowała nieziemskim rechotem, do którego sama się przyłączyłam.

Od zaprzyjaźnionej pani w kwiaciarni wytargałam jeszcze worek ziemi i od razu po wejściu do mieszkania zabrałam się za przydzielanie nowych domków trzem roślinom. Dzisiaj będzie ciąg dalszy, gdyż ziemia się niestety skończyła, a ja chwilowo musiałam pohamować swoje ogrodnicze zapędy.