Stanęłam sobie na balkonie z kubkiem świeżo zaparzonej kawy w ręce. Słońce tak pięknie przygrzewało, a ja poczułam się prawie jak na tarasie u naszej gospodyni w Sobieszewie. W tle słychać było odgłosy kawek walczących o jabłka na drzewie. Skojarzyły mi się od razu krzyczące dzikie gęsi przelatujące nad tamtą nadmorską kwaterą. Nawet w powietrzu wyczuwam coś podobnego.
Weekend zapowiada się ponoć deszczowo, więc korzystam z okazji i wstawiam pranie, by przewiał je wiatr i wysuszyły słoneczne promienie. Lubię takie niektóre domowe czynności związane z dbaniem o to, co dookoła.
Dużo spraw zostawiam do omówienia na spotkaniu z Czarodziejem, który i tak na bieżąco jest przeze mnie informowany o tym co słychać i jak się czuję. Tej nocy śniło mi się, że usłyszałam diagnozę - "rak piersi". Podświadomość wyrzuca lęk przed czekającym mnie za kilka tygodni USG po mammografii.
Doznaję też iluminacji, czyli olśnienia w różnych chodzących mi po głowie kwestiach. Mój guru ujął to tak: "to, co się teraz dzieje, to efekt przetwarzania, czyli pojawiają się nowe myśli - tzw. wgląd". Zawsze tak jest - ja się opiszę (albo nagadam), a terapeuta podsumuje to jednym, góra dwoma zdaniami.
A teraz zamykam świat wirtualny na klucz, wychodzę z domu i idę na świeże powietrze powygrzewać swoje kości w średnim wieku w ciepłych promieniach słońca.