Non stop chce mi się pić. Rano, w południe, wieczorem, nawet w nocy. W upały nie wypijałam tyle płynów (w większości wody mineralnej) co obecnie. Nie mogę usnąć, a potem budzę się, bo zasycha mi w ustach i sięgam po szklankę stojącą przy sofie.
Ostatnio (znaczy dość dawno) podczas wizyty doktor Tomasz spytał mnie czy nie zauważam u siebie wzmożonego pragnienia. Wtedy było gorąco, więc uznałam, że ilość jaką wypijam jest normalna i zapomniałam o sprawie. Ale teraz temperatura jest niższa, a moje potrzeby nawodnienia się coraz większe.
Na nieszczęście mój ulubiony lekarz jest obecnie na urlopie i pewnie wygrzewa się gdzieś na jakiejś egzotycznej plaży. Tak więc na spotkanie z nim przyjdzie mi poczekać jeszcze dwa tygodnie i choć nie bardzo mi się chce, pójdę do niego po powrocie, bo zaczynam się już o siebie niepokoić.
Nie dosalam jedzenia, unikam słodyczy, nie lubię pikantnie przyprawionych potraw, nie jestem w ciąży, nie przechodzę też menopauzy. A piję jak smok. Do tego mam problemy ze wzrokiem - czasem nawet przez okulary nie łapię ostrości. Jestem słaba i senna, łatwo się męczę i pocę.
Poszłam dziś na spacer. Ledwo dotarłam w jedną i drugą stronę. A usiąść i odsapnąć nie było gdzie - wszystkie ławki pozajmowane. Moje kości w średnim wieku odmawiają posłuszeństwa. Dusza wciąż młoda i wyrywna, a ciało się starzeje i potrzebuje odpoczynku.