Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 23 września 2014

1.841. Cuda i dziwy

Zmęczyłam się trochę dzisiejszym słuchaniem swojej rodzicielki, z którą sporo przegadałam o jednym i wciąż tym samym, ale wrócę do tego za chwilę. Z ogromną ulgą dopiero niedawno wreszcie usiadłam na sofie, włączyłam laptop i zalogowałam się na własnym koncie.

Zacznę najpierw od Męża, który poszedł na testy. Pani psycholog, do której Dyrektor Wykonawczy był umówiony już jakiś czas temu fizycznie nie miała ich przy sobie, więc trzeba było je przełożyć na pierwszy wolny termin, czyli za ponad trzy tygodnie. W takim tempie do końca tego roku kalendarzowego nic się nie wyjaśni.

Pani przeprowadziła za to wywiad, z którego wywnioskowała (nie wiem czy nie za bardzo pochopnie), iż powodem lunatykowania Głosu Rozsądku są warunki, w jakich on pracuje. Wróżka czy co? Na koniec dodała jeszcze, że chętnie obejrzałaby sobie wyniki tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego mózgu Męża. Ciekawostka przyrodnicza, czy jak?

Teraz o matce. Miała ona problem z telefonem stacjonarnym, którego jest wiernym abonentem od prawie trzydziestu lat. Dwa stare aparaty podłączone są w kuchni i pokoju. Wczoraj okazało się, że nie dzwonią. Jeden z nich ledwo co brzdęknie, a drugi milczy jak zaklęty.

Rodzicielka zwykle dzwoni do mnie, ja odrzucam połączenie, by po chwili do niej oddzwonić i nie narażać ją na koszty (darmowe minuty w ramach abonamentu to dobry pomysł). Jako że aparaty pozostawały głuche, ćwiczyła refleks i robiła to na czuja. Genialnie jej to wychodziło.

Sprawdziłam w sieci numer do biura obsługi klienta, podałam go matce, a ona zgłosiła reklamację komu trzeba. Wieczorem dowiedziałam się, że wszystko zostało naprawione. Dzisiaj rano kiedy usiłowałam się z nią połączyć, nikt nie odbierał. Dziwne, bo miała być w domu. Po chwili wszystko się wyjaśniło.

Panowie "fachowcy" podczas wczorajszej "naprawy" zmienili jej stary numer na inny, który wyświetlał się i u mnie i u Męża w momencie gdy rodzicielka do nas dzwoniła, a my bez problemu mogliśmy z nią rozmawiać po wybraniu nowych cyferek.

Moi rodzice są starej daty - jak telefon to tylko stacjonarny, jak rachunek to tylko papierowy, żadnych "internetów" nie potrzebują. Ale ten numer ze zmienionym numerem na tyle matkę wkurzył, że ta wsiadła w autobus i pojechała do jednego z salonów dawnej TP S.A., a obecnie Orange Polska, żeby sprawę wyjaśnić.

Przy okazji, zbuntowana i namówiona przeze mnie, dowiedziała się o procedurze całkowitej rezygnacji ze świadczenia usług. W międzyczasie skontaktowałam się z biurem obsługi abonenta swojej sieci komórkowej i dopytałam o możliwość wzięcia jeszcze jednego numeru z najprostszym telefonem (z dużymi klawiszami) dla seniora.

Ofertę (bardzo atrakcyjną) przedstawiłam rodzicielce przez telefon i z tego, co usłyszałam, skłania się ona ku skorzystaniu z niej. Mało tego - spytała mnie nawet o opcję z drugim aparatem dla ojca. Chce się też ze mną wybrać do mojego ulubionego sprzedawcy w salonie i jest nastawiona na całkowitą rezygnację z telefonu stacjonarnego na rzecz komórki.

Jestem w szoku, bo nie sądziłam, że doczekam chwili kiedy matka (a może nawet i ojciec) zaczną korzystać z nowoczesnych technologii. Brawa za odwagę!