Po co jest niedziela?
Po to, by leniwie i niespiesznie zacząć dzień od czarnej kawy z cukrem. Po to, by później wrócić do łóżka i pobaraszkować w nim z Mężem.
Po to, by zjeść wspólnie śniadanie i wziąć kąpiel. Po to, by położyć sobie na twarz maseczkę, w ciało wklepać balsam, a w stopy krem.
Po to, by po obiedzie wyjść z domu na spacer w nowej kurtce. Po to, by podziwiać piękno natury w październikowych kolorach.
Po to, by Dyrektor Wykonawczy pooglądał pociągi i objaśnił mi różnicę pomiędzy Elfem z Pesy oraz Impulsem z Newaga, ale także po to, by czerpał energię z dotykania drzew.
Po to, by we dwoje wygrzewać się na ławce i fotografować przechodzącego chodnikiem kaczora, w którego kupę tym razem weszłam ja.
Właśnie po to jest niedziela. Taka jak ta.