Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 7 października 2014

1.861. A baba swoje

Czasem jedynym dobrym rozwiązaniem jest odcięcie się od źródła problemu przysparzającego cierpienie, choć najlepszym byłoby wcześniejsze umiejętne rozpoznanie zagrożenia i jego uniknięcie.

Wspominałam już kiedyś (nawet kilkakrotnie) o pewnej świeżo upieczonej rozwódce, z którą się spotykałam. Pozwoliłam jej na wejście do swojego życia. Wysłuchiwałam przez długie godziny wciąż tych samych historii, należących do przeszłości, do której ona non stop powracała, dręcząc tym siebie i mnie.

Byłam zbyt cierpliwa, zbyt empatyczna, zbyt dobra, bo po mistrzowsku dałam się wmanipulować w coś, co mnie zaczęło uwierać. W pewnym momencie miałam dość. Powiedziałam wprost zainteresowanej, że jestem zmęczona i proszę ją o nieporuszanie tematu byłego małżonka. Wyraziłam chęć rozmowy o wszystkim, byle nie o nim.

Wydawało mi się, że znajoma zrozumiała. Ba - nawet podziękowała mi za szczerość, bezpośredniość i otwartość, bo nie każdy miałby odwagę coś takiego powiedzieć prosto w twarz. Owego zrozumienia wystarczyło jej jednakże tylko na kilkanaście minut, gdyż w drodze na przystanek autobusowy, na który ją odprowadzałam, znowu zaczęła tę samą śpiewkę.

Potem odebrałam od niej jeszcze kilka kilkudziesięciominutowych połączeń, w których wracała do wyżej wymienionego drażliwego tematu. Bardzo chciała się ze mną ponownie i regularnie spotykać, ale zdawałam sobie sprawę, że nie zniosę jej kolejnej wizyty.

Kiedy więc niezrażona znowu próbowała mnie bombardować SMS-ami, w których wręcz domagała się spotkania, wreszcie napisałam jej, że do niego nie dojdzie, gdyż zlekceważyła i nadal lekceważy moją prośbę, a mnie wysłuchiwanie jednej i tej samej historii nie sprawia radości, lecz przynosi cierpienie.

Jak było do przewidzenia znajoma obraziła się na mnie, zaczęła się rzucać jak ryba na patelni, lecz na szczęście w pewnym momencie wszystko się urwało z powodu *braku części tekstu* w jej wiadomości. Nie wiem co było dalej i wcale mnie to nie interesuje.

Im dłużej żyję i mam do czynienia z ludźmi, tym częściej mam wrażenie, że sporo osób popełnia ten sam błąd - prośbę o zmianę jakiegoś konkretnego zachowania (lub niezgodę na nie) odbierają jako odrzucenie ich jako osobę, gdzie jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

Jeśli przeszkadza mi to, że ktoś pali papierosy w mojej obecności, oznacza to tylko i wyłącznie fakt, iż mam prawo nie wdychać smrodu i nie odrzucam tej osoby, lecz nie akceptuję jej nałogu, który negatywnie wpływa na moje samopoczucie oraz zdrowie.

Jeśli ktoś w kółko międli ten sam temat, nie potrzebując żadnej rady, czy pomocy, a jego gadanie służy grzebaniu się w przeszłości, od której tak naprawdę nie chce się oderwać, bo cierpienie przynosi mu jakieś korzyści, oznacza to tylko i wyłącznie fakt, że nie odrzucam tego kogoś jako człowieka, lecz nie chcę wysłuchiwać tych samych historii po raz enty.

Ceną, jaką zapłaciłam za w sumie ze dwie doby (spotkania i rozmowy telefoniczne) mojego czasu, który spędziłam na wysłuchiwaniu znajomej jest jej pełne milczenia lekceważenie, którego ostatnio miałam okazję doświadczyć kiedy przypadkowo się na nią natknęłam.

Jestem zła na siebie i czuję się winna, że zamiast uciąć tę znajomość na samym wstępie, zagłuszyłam głos intuicji i brnęłam w nią jeszcze bardziej. Mój błąd, ponoszę jego konsekwencje, ale mogę z niego wyciągnąć konstruktywne wnioski na przyszłość. I tego się trzymam.