Czasem lubię zdać się na inwencję i pomysłowość Męża, bo na co dzień przecież to ja jestem kreatywna, a on wykonawczy. Ale nieraz warto zamienić się rolami. Jak choćby dzisiaj.
Głos Rozsądku wybrał trasę (wcześniej sprawdził ją w sieci, ale i tak zdołał zgubić drogę na samym początku). Najpierw szliśmy całkiem sami, potem mijało nas sporo rowerzystów i biegaczy. Nic dziwnego - pogoda prawie letnia, więc szkoda siedzieć w czterech ścianach.
Dziewięć kilometrów pokonaliśmy w trzy godziny, ale nigdzie się nam nie spieszyło. To miał być relaks w czystej postaci. I taki właśnie był. Poza tym, bez przystanków na zrobienie zdjęć się nie obeszło.
Jesień w lesie odkryła przed nami jeszcze inne oblicze. Ja się nim zachwyciłam, wdychałam je i podziwiałam, wsłuchując się w odgłosy śpiewu ptaków i próbując uchwycić je w kadrze.



