Za głupotę (i łakomstwo) trzeba płacić, ot co! Zachciało mi się parówek z ketchupem (ani jednego, ani drugiego normalnie nie jadam), więc w sobotę, dobrze po dwudziestej, namówiłam Męża na późną kolację. A potem się dziwię, że mi się koszmary śnią po nocach...
Wczorajszy obiad (a w szczególności surówka trójdzielna) też na długo zapamiętam. Dał mi się we znaki na tyle mocno, że na wieczorną mszę do kościoła Dyrektor Wykonawczy poszedł sam. Ja nie dałam rady - jak nie na łazienkowym tronie siedziałam, to leżałam na sofie, pod kocem, trzęsąc się jak galareta.
Dzisiaj jest dobrze, ale za śniadanie posłużyła mi jedynie czarna gorzka herbata i suchary. Pokuta za obżarstwo. Choć do końca nie jestem pewna, czy przypadkiem nie zaszkodziły mi leki, które zażywałam na ból kręgosłupa.