Cieszy mnie moja obecna relacja z matką. W miarę normalna, choć oczywiście nie idealna, ale takie nie istnieją, bo nie ma ludzi idealnych. Dlatego (tym bardziej właśnie) zauważam potrzebę kontaktu - zarówno z mojej, jak i z jej strony, chociaż obie różnie ją manifestujemy.
Dzwonię spytać co słychać, jak się czuje, co robi na obiad i coś w ten deseń. I nie robię tego z obowiązku, lecz z chęci i troski. To są tematy bezpieczne, przyziemne i takie, w obszarze których rodzicielka chce rozmawiać, opowiadać i dzielić się tym, co się stało lub dzieje.
Z kolei matka zawsze pyta czy czegoś nie potrzebujemy, czy nam czegoś nie kupić, czy nie brakuje nam pieniędzy. Dobrze wiem (ze stuprocentową pewnością), iż w ten sposób ona wyraża swoje zainteresowanie, chęć pomocy oraz miłość. Nie powie tego wprost, ale przecież znam ją i wiele rzeczy potrafię wyczytać między wierszami.
I łapię się na tym (a zdarza mi się to coraz częściej), że zamiast "matka" myślę o niej "mama". A to jest bardzo dobra zmiana we mnie samej oraz kolejny powód do radości.