Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 19 października 2014

1.884. Odmóżdżacz

Zwariowaliśmy z Mężem. No bo jak inaczej nazwać fakt, iż zaczęliśmy oglądać coś takiego? I to w dwóch seriach - wczoraj trzy i dzisiaj trzy odcinki. Jak szaleć, to szaleć - czasem dobrze jest obejrzeć jakiś odmóżdżacz.

Dyrektor Wykonawczy, jak już wspominałam, pochodzi ze wsi i to naprawdę małej. Może nie z tej przysłowiowej "zabitej dechami", ale jednak. Doświadczenie w pracach typowo polowych (jego rodzice mają kawałki ziemi, lecz poniżej jednego hektara, więc nie kwalifikują się jako typowi rolnicy) oraz hodowli zwierząt (kilka kóz, kilkanaście królików, kilkadziesiąt kur) ma niewielkie.

Z kolei jeśli o mnie chodzi, na wsi byłam jedynie "w gościach" - najczęściej jeszcze jak żyła moja babcia, której rodzeństwo nie mieszkało w mieście, więc jeździłyśmy do nich w odwiedziny, lecz dość rzadko, sporadycznie i wtedy kiedy byłam małą dziewczynką. Z tamtego okresu nie pamiętam zbyt wiele - jakaś krowa i mleko prosto od niej, jakieś kury oraz ich kupy, w które weszłam.

Podczas jednej z zaledwie kilku wizyt w domu rodzinnym Głosu Rozsądku udało mi się zrobić coś, o czym zawsze marzyłam, czyli wydoić kozę. Na punkcie tych zwierząt mam bzika i jestem pewna, że gdybym miała dom na wsi, chciałabym je hodować - przynajmniej ze dwie. I na tym kończą się moje umiejętności i doświadczenia.

Obejrzeliśmy sześć odcinków podlinkowanego powyżej programu z ciekawości, gdyż oboje liczyliśmy na zobaczenie tego, co (między innymi) nas łączy, czyli umiłowanie natury w czystej postaci. Ujrzeliśmy zaś jakiś momentami dość żenujący i sztucznie nagrany telewizyjny spektakl o rolnikach, którzy w obecności kamer poszukują żon.

Popatrzyłam na kandydatki. Gdybym sama miała znaleźć się na miejscu którejś z nich, jako klasyczna "miastowa" zapewne nie dałabym rady wypatroszyć kurę, ostrzyc owcę, nakarmić świnie, kopać ziemniaki, czy wykonywać jakiekolwiek inne prace w polu, o których nie mam bladego pojęcia.

Coś, co jest czymś naturalnym, zwyczajnym i normalnym dla rolnika jest czymś obcym, dziwnym i nieznanym dla kobiety z miasta. Zderzenie tych dwóch światów jest bolesną konfrontacją wyobrażeń z rzeczywistością, a ośmieszanie samotnych ludzi z każdego z tych środowisk jest po prostu niesmaczne. Przynajmniej dla mnie i dla Męża.

Dyrektor Wykonawczy poszedł jeszcze o krok dalej i podsumował nasze weekendowe wrażenia filmowe jednym zdaniem - "jak nisko upadli ludzie, żeby oglądać takie wypociny i jak nisko upadli uczestnicy programu, by sprzedając swoją prywatność szukać w ten sposób drugiej połówki."