Jest w pobliżu taki dom, obok którego czasem przechodzę. Zapamiętałam go, gdyż zawsze na murku ogrodzenia stoi pojemnik z wodą i suchą karmą. Jeśli mam szczęście, spotykam tam sierściucha. Kiedyś nawet wygrzewał się w trawie i dał się pogłaskać, mrucząc przy tym słodko i mrużąc oczy z lubością.
Dzisiaj, na terenie tamtej posesji zobaczyłam malutkiego kociaka - przestraszonego i miauczącego. Przed ogrodzeniem stał chłopiec, na oko ośmioletni. Swoją chudziutką rączkę powoli i mozolnie przekładał przez oczka siatki. Trzymał w niej pojemnik z wodą, który chciał przełożyć, by kotek mógł się napić.
Zatrzymałam się i obserwowałam poświęcenie dzieciaka i ogromną radość z niesienia pomocy zwierzakowi. Zaczęliśmy rozmawiać, a w pewnym momencie młody człowiek spytał czy mogę wziąć od niego pojemnik i podać mu go górą, gdyż on sam był zbyt niski, by zrobić to samodzielnie.
Podziękował mi ucieszony, a potem znowu powoli i mozolnie swoją chudziutką rączkę przekładał przez oczka siatki w odwrotnym kierunku. Trzeba było widzieć jego minę, gdy po postawieniu pojemnika na murku, kociak od razu podbiegł do wody i zaczął ją pić.
Dla mnie tamte chwile były magiczne - wspomnienie małego chłopca pomagającego jeszcze mniejszemu kociakowi do tej pory wywołuje uśmiech na mojej twarzy.