Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 29 października 2014

1.903. Oczy szeroko otwarte

Jedno z zadań do wykonania (jako praca domowa) podczas warsztatów psychoonkologicznych, w których ostatnio uczestniczyłam brzmiało następująco:

"Jakie zachowania lub postawy osoby, którą wspierasz twoim zdaniem przeszkadzają jej w powrocie do zdrowia? Jakie masz problemy z komunikowaniem osobie, którą wspierasz swojej troski na temat jej zachowań? Jakie masz trudności jako osoba wspierająca?"

Miałam na ten kurs pójść z sąsiadką, która jak tylko usłyszała o takim szkoleniu, prosiła mnie, bym ją na nie zapisała. Skończyło się (jak zwykle) na gadaniu, gdyż w warsztatach uczestniczyłam sama - bez osoby, którą wspierałam.

"Opowiesz mi potem jak było" - usłyszałam. Aha. To tak jakby opowiadać komuś, kto nawet nie wie jak wygląda czekolada o jej smaku kiedy rozpływa się w ustach. Zresztą, nie musiałam nic opowiadać, bo sąsiadka nie była wcale ciekawa.

Usiadłam więc z Mężem i wspólnie zrobiliśmy burzę mózgów, notując (już z dystansu i po czasie) odpowiedzi na powyższe pytania, które pozwolę sobie przedstawić tak, jak robiłam to podczas kursu, czyli zwracając się bezpośrednio do sąsiadki.

Moim zdaniem w powrocie do zdrowia przeszkadza Ci porównywanie swojego leczenia z leczeniem koleżanki; brak zaufania do miejscowych lekarzy spowodowany rozczarowaniem, które z ich strony spotkało Twoją matkę i koleżankę; ignorowanie wiedzy medycznej i psychologicznej; brak szczerości i komunikowania się wprost; brak organizacji i planowania życia codziennego; lekkomyślność i fundowanie sobie dodatkowego stresu w związku z decyzją o leczeniu w mieście oddalonym o 350 km stąd; narzekanie bez podejmowania działania; uciekanie w religię; manipulowanie chorobą, by wzbudzić zainteresowanie innych; niepozałatwiane sprawy rodzinne - skłócenie z dziećmi, z byłym mężem, zaniedbywanie opieki nad chorym ojcem; niedocenianie tego, co masz i brak wdzięczności oraz pretensje o brak zainteresowania Twoją osobą.

W komunikowaniu Tobie troski na temat Twoich zachowań problemem jest dla mnie obchodzenie się z Tobą jak z jajkiem - żeby Cię nie urazić i nie obrazić; to, że nie słuchasz i nie pamiętasz co do Ciebie mówię; to, że odrzucasz gotowe rozwiązania Twoich problemów, z którymi się do mnie zwracasz; Twój egoizm i egocentryzm; to, że w trakcie spotkań ze mną odbierasz połączenia telefoniczne i rozmawiasz po kilkanaście minut, przerywając tym samym naszą rozmowę; niedotrzymywanie obietnic, które sama mi składasz; drażliwość w temacie religii i Twoje podejście: "muszę cierpieć, bo Jezus też cierpiał".

Jako osoba wspierająca doświadczam bezsilności gdy lekceważysz moje rady i nie korzystasz z rzeczy, o których załatwienie mnie wcześniej prosiłaś. Jest mi trudno zaakceptować Twoją interesowność, manipulowanie i branie na litość. Mam problem z asertywnością, stawianiem granic i dbaniem o siebie. Przeszkadza mi brak komunikacji wprost z Twojej strony, jak również Twoje narzekanie, że masz nieposprzątane przy jednoczesnej odmowie pomocy w przywróceniu porządku. Jest mi przykro, że nie interesujesz się moim życiem i tym, co się u mnie dzieje, nie pytając mnie nawet grzecznościowo: "co u Ciebie słychać?" Czuję się wtedy wykorzystywana, bo kontaktujesz się ze mną tylko wtedy, gdy masz w tym jakiś interes.

Powyższe zadanie wiele mi dało. Pomogło, wyjaśniło, pokazało. Szkoda tylko, że sama zainteresowana nie ma o niczym pojęcia.

Sąsiadka wiedziała o wyniku mojej mammografii, nawet miała go w ręce, ale o nim zapomniała. Mówiłam jej o czekającym mnie USG. Nawet nie spytała o jego wynik, bo pewnie o nim również zapomniała.

Z jednej strony chora na raka, po mastektomii, w trakcie chemioterapii. Z drugiej ta, która może (ale nie musi) niebawem być w podobnej sytuacji. Oto jak z osoby wspierającej można samej potrzebować wsparcia.

Czy mogę na nie liczyć ze strony sąsiadki? Nie. Czy jest mi przykro? Nie. Czy jestem rozczarowana? Nie. Czy coś zrozumiałam? Tak. Czy wyciągnęłam wnioski? Tak. Czy czegoś się nauczyłam? Tak.

Kilka tygodni temu dostałam mail od pewnej bardzo bliskiej mi emocjonalnie cudownej (i niestety chorej na raka) Kobiety. Napisała w nim coś, co mnie zatrzymało i zmusiło do spojrzenia na całą sytuację z innej strony: "Zero pokory, zero podziękowania Bogu za Ciebie, za to, co robisz dla niej, słuchaj, ona już się przyzwyczaiła, że jesteś na każde jej zawołanie. Jesteś dla niej obcą osobą. Nie daj się wmanewrować, ona pasożytuje na Tobie i Twoim Mężu, nie widzisz tego? Wybacz, jeśli Cię czymś uraziłam, ale nie podoba mi się to, co sąsiadka z Tobą wyprawia, już od dawna. Dzisiaj kropka nad i została dopełniona. Nie wierzę w to, że nie ma rodziny, a jeśli nie ma - to albo coś odwaliła w życiu, albo po prostu wykorzystuje ludzi, niech się jej przyjaciółeczki nią zajmą. Jesteś ZA DOBRA..."

Im więcej czasu mija, tym bardziej rozumiem przesłanie Twojej wiadomości, droga M. I jestem Ci za nią wdzięczna, bo dzięki niej wreszcie coś do mnie dotarło. Za pozwolenie zacytowania Twoich słów w tej notce również bardzo Ci dziękuję.