Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 3 listopada 2014

1.914. Seanse

W weekend urządziliśmy sobie z Mężem dwa seanse kina domowego. Z bardzo niezdrowym jedzeniem typu chipsy, sok pomarańczowy, lody śmietankowo-truskawkowe, kawa oraz obwaRZanki.

Najpierw Plac Zbawiciela, a potem Skazani na Shawshank. Oba filmy oglądałam po raz drugi, lecz kilka lat upłynęło od mojego pierwszego z nimi spotkania, więc czas zdążył zatrzeć w pamięci wiele szczegółów.

To, co mnie najbardziej zdumiało w swoim odbiorze, to fakt, iż teraz zupełnie inaczej spojrzałam na bohaterów Placu Zbawiciela. Sporo przeżyć i doświadczeń życiowych, które były moim udziałem, zmieniło mój sposób postrzegania.

Każda z trzech osób wniosła swoją historię. Nikt nie był bez winy. A to, co się zadziało, było jedynie nieuchronną wypadkową nakręcających się jak spirala zdarzeń. Nie mogło być inaczej skoro każdy miał pretensje do kogoś innego zamiast wziąć odpowiedzialność we własne ręce.

Zabrakło mi tam nadziei, bo wiem, że ludzie nie z takimi problemami jak bohaterowie filmu spotykają się w życiu. I dają radę, wychodząc bogatsi wewnętrznie. A pieniądze to nie wszystko, o czym zdała się zapomnieć cała trójka.

Nadzieja obecna jest za to w obrazie Skazani na Shawshank - choć wydawać by się mogło, że właściwie tylko wariat może jeszcze ją mieć. Szczególnie w perspektywie wyroku podwójnego dożywocia.

"Kropla drąży skałę" - chciałoby się powiedzieć, choć bardziej potrzebnym narzędziem jest tu młoteczek. Jak dla mnie amerykańska bajka ze szczęśliwym zakończeniem, ale świetnie zagrana, wyreżyserowana i obsadzona.

Opowieść o przyjaźni, która rodzi się w ekstremalnych warunkach. I o nadziei, której jeden z bohaterów miał w nadmiarze. I o celu, do którego można dotrzeć nawet po wielu, wielu latach. Jeśli się go ma.