U nas albo nic się nie dzieje, albo dzieje się po kilka rzeczy naraz. Jak choćby dzisiaj.
Rankiem Mąż pojechał na umówione badanie EEG. Wsadzili mu na głowę gustowny czepek - dokładnie taki jak ten, podłączyli 21 elektrod, a potem kazali zająć się tym, co Dyrektor Wykonawczy lubi najbardziej, czyli leżeć i nic nie robić. Wyniki będą nie wcześniej niż za tydzień.
"Niskonapięciowy pacjent" - usłyszał o sobie Głos Rozsądku podczas całej procedury. A dzięki obecności studentów, którym pani obsługująca urządzenie tłumaczyła dokładnie na czym EEG polega, Mąż również miał okazję pogłębić swoją wiedzę.
Potem ja udałam się na spotkanie z mamą, która dzięki swoim kontaktom w służbie zdrowia, wiele mi ułatwiła przed jutrzejszą wizytą, na którą dzięki jej pomocy, wybieram się jutro uspokojona przynajmniej co do sprawności rejestracji i dostarczenia mojej karty do gabinetu onkologa.
Wieczorem czeka mnie druga sesja coachingowa z Czarownicą, więc na brak wrażeń nie narzekam. Przynajmniej dzieją się różne rzeczy, które zmuszają mnie do zajęcia się nimi, a tym samym odwracają tory moich myśli, które w mojej głowie próbują uskuteczniać sabotaż.
Bo nie powiem, że się nie boję. Oczywiście, że stres jest, ale uważam, że w takiej sytuacji to całkiem normalne i zrozumiałe. Ważne, bym to ja zapanowała nad nim, a nie on nade mną. W końcu znam sekret, więc grzechem byłoby z niego nie korzystać na co dzień.
A poniedziałek zaczął się pięknie - słońce oświetliło parapet i do tej pory nie zaszło za chmury. Wiem, że nie tylko dzisiaj, ale ponoć kilka najbliższych dni ma uraczyć nas właśnie taką pogodą.