Ciągle pada. Chyba od wczoraj. Mąż wspominał bowiem o kapuśniaczku kiedy wracał wieczorem z pracy do domu. Od sobotniego poranka niebo nieprzerwanie zalewa się łzami.
Co można robić w taki dzień? Spacer odpada, choć poszliśmy po biedronkowe zakupy, za które i tak oberwało mi się od Dyrektora Wykonawczego. Zwykle rozkładam wszystko proporcjonalnie do ciężaru, w dwie siatki. Tym razem tak się nie dało - każde z nas miało przecież jeszcze swój parasol.
Jak udobruchać Męża łakomczucha? Oto sposób niezawodny - jedzenie. Nasza pierwsza pizza w kawalerce, a właściwie nawet dwie, po których zostało tylko wspomnienie, bo i pudełka Głos Rozsądku zdążył już wynieść na śmietnik.