"Egotyzm (łac. ego – ja) – przesadne kierowanie zarówno własnej, jak i cudzej uwagi na siebie samego, nieustanne myślenie o sobie i nadmierne zajmowanie się własną osobą (niezależnie od tego, czy jest ono pozytywne, czy negatywne) przy jednoczesnym zajmowaniu swoją osobą całego otoczenia" - źródło.
Powyższa definicja dokładnie, precyzyjnie i stuprocentowo określa zachowanie naszej sąsiadki. Mąż spotkał ją przypadkowo w sobotni poranek po jakichś trzech tygodniach braku kontaktu. Czy coś się zmieniło? Absolutnie nie - dowód.
Moja ostatnia rozmowa telefoniczna z wyżej wymienioną była kolejną próbą manipulacji z jej strony. Manipulacji, w którą nie dałam się wkręcić.
- Nie mam chleba, a muszę ojcu zrobić śniadanie.
- Mogę ci go kupić nie wcześniej niż za pięć godzin, bo wtedy dopiero będę wracać do domu.
- Tyle to ja nie mogę czekać, bo ojciec jest głodny.
- Trudno, nic ci nie poradzę.
- A mąż?
- Mąż jest w pracy, więc też z niej nie wyjdzie i nie pójdzie do sklepu po chleb.
- No tak. Jak zwykle nie ma mi kto pomóc. Chyba sama będę musiała się ubrać i wyjść z domu.
W notce Oczy szeroko otwarte zawarłam chyba wszystko, co miałam do powiedzenia w tej kwestii. Dyrektorowi Wykonawczemu też się ulało, o czym również nie omieszkał wspomnieć w poście na swoim blogu.
Choroba chorobą, współczucie współczuciem, pomoc pomocą, ale ewidentne pretensje o brak zainteresowania to już przegięcie. Szczególnie, że pochodzą z ust kogoś, kto non stop powtarza jedno słowo - ja, ja, ja...