Jeszcze tylko cztery doby z dzisiejszą i Mąż będzie miał aż trzynaście dni wolnego jednym ciągiem. Lubię szczególnie spędzać z nim ten okołoświąteczny i noworoczny czas. Bez nerwów, pośpiechu, zgrzytów i kłótni.
Bardzo chcielibyśmy choć raz w tym miesiącu wybrać się na lodowisko, które jest już otwarte. Nasze łyżwy leżą w szafie w mieszkaniu rodziców, ale wystarczy kwadrans spędzony w autobusie w jedną stronę, by je stamtąd zabrać i przywieźć do kawalerki.
U Dyrektora Wykonawczego w pracy tak zwana "firmowa wigilia" ma miejsce w najbliższy piątek. Większość kolegów Męża cieszy się na samą myśl o darmowym i dozwolonym pijaństwie, a ja cieszę się, że jestem żoną mężczyzny, który nie uważa, że każdy facet musi się czasem napić (choć "upić" jest bardziej adekwatnym nazwaniem faktycznego stanu rzeczy).
Dziwię się kobietom - partnerkom, czy żonom, które nie widzą nic złego w tym, że ich drugie połówki nie są w stanie ustać na nogach, no bo przecież wszyscy piją, więc to normalne. Dla mnie to jest chore i godne pożałowania. Szczerze współczuję paniom, które aprobują takie zachowania u swoich partnerów, czy mężów. Ale to ich życie, ja mam swoje.