Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 19 grudnia 2014

1.990. Po ciemku

Czasem tak proste, oczywiste i zwyczajne rzeczy potrafią cieszyć. Szczególnie kiedy powrócą do swojej sprawności po pewnej, jakże dla nas dotkliwej, nieobecności.

Nawet nie przypuszczałam, że od wczorajszego popołudnia z tak wielką radością będę czekać na widok fioletowej świecy w piecyku gazowym, a najmilszym dźwiękiem będzie odgłos jej zapalania.

Cieszy mnie fakt, iż w naszym przypadku wystarczyło jedynie kupno dwóch baterii R20 (za cenę PLN 4,20), a obeszło się bez wizyty pana z serwisu i opłaty wynoszącej PLN 50,00.

Woda lub jej brak, zimna, a nie ciepła, zepsuta lodówka, pralka, czy kuchenka - dopiero wtedy gdy przestają działać, okazują się być tak ważne i nieodzowne. A przecież na co dzień ich pracę traktujemy jak coś normalnego.

I tak sobie pomyślałam (mając nadzieję, iż nikt się nie obrazi za to porównanie), że podobnie jest z ludźmi. Dopóki są obok nas, nawet tego nie zauważamy, a kiedy odchodzą na zawsze, zaczyna nam ich brakować.

Jeszcze jedna refleksja mnie naszła - taka związana z hospicjum. Gdybym miała wybór i mogła o sobie decydować na łożu śmierci, wolałabym umrzeć w domu, otoczona bliskimi osobami, a nie na trzyosobowej sali, przy włączonym telewizorze, innych chorych oraz ich rodzinach.

Brak intymności, brak prywatności, brak ciszy i brak spokoju w tak niewyobrażalnie bolesnej chwili, jaką jest umieranie - póki co - trudno jest mi pojąć.