Potrzebowałam tamtego kościoła, konfesjonału, kaplicy.
Nie było kolejki do spowiedzi, a siedzący za kratą ojciec zdawał się czekać na mnie.
Bez pośpiechu opowiedziałam o tym, co mnie gnębi, trapi i z czym sobie nie radzę.
Znowu usłyszałam bardzo mądre słowa z ust tamtego zakonnika.
A potem zalała mnie fala nieopisanej radości serca, spokoju ducha i łez wzruszenia.
