Tydzień za tygodniem mija nie wiadomo kiedy i jak. Chwilą dłuższego zatrzymania się są jedynie weekendy, a i podczas nich zawsze przecież jest coś do zrobienia - przeważnie jakieś większe zakupy spożywcze. Aczkolwiek zdarzają się niepowtarzalne chwile konsumpcji w ulubionym towarzystwie Czarodzieja lub też sobotni obiad u mamy.
Przeziębienie, które dopadło mnie ponad dwa tygodnie temu trzymało długo, a potem przeniosło się na Męża, który podobnie jak ja leczony tymi samymi medykamentami (po lewej stronie), zamiast pojechać dzisiaj na wyjazd integracyjny z pracy, już wczoraj odwiedził lekarza, by dostać bardziej specjalistyczne pigułki (po prawej stronie). Sam zdecydował się też pozostać w domowych pieleszach świadomie rezygnując z typowo męskich rozrywek, co tylko dowodzi powagi sytuacji związanej ze staniem zdrowia Dyrektora Wykonawczego.
W międzyczasie u mnie doszły jeszcze problemy ze swędzeniem powiek oraz ich zaczerwieniem, pieczeniem oraz szczypaniem, więc za namową bardziej zaprawionej w bojach koleżanki zakupiłam odpowiednie krople i po trzech dniach ich stosowania śmiem twierdzić, iż z moimi oczami jest znacznie lepiej.
Oboje pochłaniamy
truskawki (w koktajlach, ale również same), które ponoć są o wiele
zdrowsze i bardziej bakteriobójcze niż czosnek. Czasem zdarzy się nam
znaleźć wśród nich tak dziwne okazy, że aż nie mogę się powstrzymać, żeby ich nie
sfotografować.