Już od dłuższego czasu zbieram się, żeby opisać to, co dzieje się w pracy. Czekam, układam wszystko w sobie i - jak widać - nie piszę. Po pełnych czterech miesiącach jestem w stanie powiedzieć o wiele więcej niż na początku. Dwie trzecie czasu, na jaki mam zawartą umowę, minęły wczoraj. Przede mną lipiec i sierpień, a ja odliczam dni do urlopu.
Myślałam i miałam nadzieję, że po okresie przyglądania się nowemu pracownikowi, moje "koleżanki" i szefowa zaczną traktować mnie "normalnie". Otóż nie - z dnia na dzień jest coraz gorzej. Czuję się podle. Bywają dni, że sobie nie radzę i puszczają mi emocje, dając ujście nagromadzonym pod powiekami łzom. Być może kiedyś dojrzeję do tego, by opowiedzieć tu o wszystkim ze szczegółami.
Póki co, cieszę się wydarzeniami z dzisiaj - takiej dawki wsparcia, dobrych słów, uśmiechu, zrozumienia i sympatii, jaką dostałam od swoich podopiecznych, nikt i nic nie jest i nie będzie w stanie mi odebrać. Ani zawistne spojrzenia "koleżanek", ani ich jawne ignorowanie mojej osoby, ani niesprawiedliwe traktowanie, z jakim spotykam się na każdym kroku.
Idąc za jedną z wielu mądrych rad Czarodzieja, po powrocie do domu oddaję się czynnościom, które sprawiają mi radość - czyli rozpakowaniem nowej porcji książek, przekartkowaniem ich zawartości oraz obowiązkowym powąchaniem ponad trzech tysięcy stron.