- I jak? - spytałam.
- Jakaś taka mało wyrazista - odparł Mąż, po czym udał się do kuchni po buteleczkę Maggi.
Moja irytacja sięgnęła zenitu.
- To ja gotuję zdrowo - tylko z pieprzem, solą, liśćmi laurowymi i zielem angielskim, a ty będziesz wlewał w to chemię? - zagotowałam się niczym moja pierwsza w życiu zupa.
Na dowód pokazałam Dyrektorowi Wykonawczemu skład płynu i proszku również.
Wczoraj dokupiłam półkilogramowe opakowanie grochu i włoszczyznę, a w mięsnym wzięłam cztery plastry boczku (wędzonego i gotowanego) oraz pęto kiełbasy podwawelskiej.
Dzisiaj mamy zupę grochową na bogato - z podsmażonym boczkiem i pokrojoną w połówki kiełbasą. Lubię jak widzę co jem - dlatego wszystkie składniki grubiej kroję.
Pycha - wyszła jeszcze lepiej niż pierwsza! No i patelnia oraz garnek nie ucierpiały.
Ciekawe tylko jak zareaguje Mąż po powrocie z pracy, kiedy dokona degustacji...