W piątkowy wieczór oraz noc wreszcie można było poczuć prawdziwy deszcz, więc zaraz po ugotowaniu i skosztowaniu pysznego rosołu wybraliśmy się z Mężem na sobotni spacer.
Ostatnią fotkę powinnam opatrzyć cytatem z Dyrektora Wykonawczego, czyli: "nie rób mi zdjęć, bo ja gruby jestem".
A potem, w cukierni, kiedy każde z nas wybierało sobie ciastko, pani za ladą powiedziała patrząc na mnie: "przecież pani taka chudziutka"...
Do domu wróciliśmy z głównym składnikiem naszej dzisiejszej (jutrzejszej i może nawet wtorkowej) zupy. Tym razem kucharzył Głos Rozsądku - na bazie mojego rosołu.
Wersja po lewej jest zawartością mojego talerza, a po prawej - mężowskiego. Bo każde z nas ma swoją wizję artystyczną.