Nie wiem co to za fasola była, ale moczyła się wedle zaleceń z tej książki przez kilka godzin - w kminku mielonym (stąd ten ciemnobrązowy kolor). Potem, w tej samej wodzie, gotowałam ją przez godzinę. I co? Twarda jak kamień.
W sumie cała zupa fasolowa przez ten nieszczęsny składnik główny stała na gazie prawie dwie godziny. Dopiero po upływie tego czasu ziarna były zjadliwe. Z pewnością była to najbardziej pracochłonna i najbardziej niewdzięczna zupa ze wszystkich moich dotychczasowych.
Smakowo jest pyszna, ale i tak palmę pierwszeństwa dzierży grochówka.