Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

sobota, 10 października 2015

2109. Kocioł i garnek

Tydzień temu gorąco, a dzisiaj przyszła pora (po raz pierwszy w tym sezonie) na założenie rękawiczek i ciepłej kurtki. 

Mąż od kilku dni chodzi w czapce, ale nie ma się co dziwić skoro jego włosy po moim obcięciu mają zaledwie 3 mm długości. Przytyło mu się i to dość wyraźnie, więc chciał nie chciał, stał się posiadaczem nowej kurtki oraz zimowych kozaków.

Wczoraj, odgrzewając przygotowane przez Dyrektora Wykonawczego spaghetti, udało mi się bardzo skutecznie spalić ostatni z naszych angielskich rondli, który w efekcie moich działań wylądował w koszu. 

Za to Głos Rozsądku dał radę przypalić gotowaną na sobotni obiad marchewkę - tak to jest jak się siedzi z zamkniętymi oczami na sofie delektując promieniami słońca grzejącymi zza szyby.

- Kontrolujesz stan marchewki? - pytam.
- Ona sobie sama świetnie radzi - słyszę w odpowiedzi.

Uspokojona poszłam do łazienki rozwiesić pranie i tam do moich nozdrzy doleciała woń spalenizny.

- No bo skąd ja mogłem wiedzieć, że ta woda się tak szybko wygotuje? - zdziwionym głosem spytał Mąż.
- A kto mi zawsze powtarza, że jak się coś gotuje, to trzeba tego pilnować? - zripostowałam.

I tak to u nas jest. Wesoło i z humorem, bo lubimy się z siebie śmiać. Razem. W końcu jak mawia przysłowie: "przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli".

Premierowo spróbowaliśmy papaję, ale pozostajemy przy melonie, czyli mamy powtórkę kolacji sprzed tygodnia - tym razem w wersji bezalkoholowej.