Lubię ludzi zakręconych na jakimś punkcie. Z takim lekkim ześwirowaniem - nieszkodliwym dla otoczenia i dla nich samych. Podczytuję blog Rybeńki, podpatrując przy okazji jej kolekcję torebek i torebeczek. Podziwiając tamte skarby doszłam do wniosku, że chyba najwyższa pora skatalogować własne kolczyki. Tak więc niebawem, podążając śladem bardziej doświadczonej wyżej wymienionej kolekcjonerki, zacznę wrzucać tu fotki swojego ulubionego elementu biżuterii.
Tymczasem od Męża dostałam chyba najbardziej zaskakujący, niespodziewany i najradośniejszy prezent - ikonę Matki Bożej Niosącej nam Ducha Świętego, czyli Pneumatoforę. Nie bez powodu Dyrektor Wykonawczy wybrał akurat tę, gdyż jest ona moją ulubioną spośród wszystkich, jakie miałam okazję widzieć. Poza tym, mam nadzieję, iż będzie ona drugą, którą napiszę (tak, tak - ikony piszemy, a nie rysujemy, czy malujemy) - tuż po ikonie Chrystusa Pantokratora, od którego zacznę swoją przygodę.
A u mamy, na Mikołaja, pod choinkę i na urodziny, zamówiłam sobie pięknie wydaną książkę o wadze 2,51 kg, która wprowadzi mnie w świat ikonopisarstwa począwszy od sfery technicznej i artystycznej aż po duchowy i liturgiczny wymiar.