Kolejny tydzień pełen wrażeń już za mną.
Mniej i bardziej poważne rozmowy w hospicjum. "Czy pani jest może psychologiem, bo tak dobrze mi się z panią rozmawia? Bo tu krążą takie wieści, że jak człowiek ma problem, to pani pomoże" - słowa, które sprawiły, że uśmiech długo po wyjściu z budynku nie znikał mi z twarzy. Czekoladowy Mikołaj podarowany przez jedną z pacjentek. Drożdżowe ciasto z rodzynkami jedzone na sali z paniami. Przytulańce planowane i te najmilsze, bo z zaskoczenia. Prezent, który mam nadzieję, że dzięki wtajemniczonemu pośrednikowi, dotarł do właściwej osoby...
Przepyszny nowy smak nowej czekolady w dwóch różnych szatach graficznych i genialne ptasie mleczka konsumowane po raz pierwszy.
Zupa ogórkowa gotowana tuż po szóstej rano, by Dyrektor Wykonawczy mógł ją zabrać do pracy.
Trzy i pół godziny spędzone u fryzjerki zaowocowały brakiem odrostów oraz delikatną korektą niesfornie i dość szybko rosnących włosów.
Następne sześć warstw gruntu położone na deskę. Plus jeszcze cztery dokładnie ściągane kartą z płótna.
Odwiedziny u mamy i pyszne placki ziemniaczane przez nią usmażone specjalnie dla mnie.
Przesyłka z nowymi parami kolczyków oraz świeżutka dostawa książek.
Wizyta u pani neurolog i natychmiast wykonane zlecone przez nią prześwietlenie odcinka szyjno-piersiowego mojego kręgosłupa. Termin następnego spotkania z lekarką zaraz po Nowym Roku.
Ostatnie zajęcia z PJM, na których powtarzaliśmy cały materiał, ćwiczyliśmy alfabet i liczebniki.
Wypełnianie wniosku na drugi stopień kursu, telefon do PFRON w sprawie dofinansowania i jeszcze nie podjęta decyzja jakiego organizatora wybrać, bo obaj są rewelacyjni.
Indywidualne miganie z koleżanką w domowym zaciszu.
Poszukiwanie ostatnich prezentów gwiazdkowych, które mogą spokojnie czekać do świąt na specjalnej półce.
Nabycie paletki do farb, konsultacje w sprawie potrzebnych trzech okrągłych i syntetycznych pędzelków o różnej grubości.
Zakupy dla mamy i obiad u rodziców - tym razem kotlety mielone, ziemniaki, buraczki, herbata i lody na deser.
Pionierskie montowanie przez Męża urwanego już dawno sznurka podwieszanej suszarki łazienkowej - zakończone sukcesem.
Przede mną trudny tydzień - mammografia (a może i USG), egzamin z PJM, wyniki RTG kręgosłupa, cytologii, wspomnianej mammografii, najgorsza robota jeśli chodzi o przygotowanie deski - czyli fartuch, maseczka na twarz, rękawiczki, styropian owinięty papierem ściernym i polerowanie zagruntowanego płótna do idealnej gładkości.
Byle do piątku.