Bardzo
rzadko dzielę się z Wami swoimi przemyśleniami, emocjami i
doświadczeniami, jakie są moim udziałem w hospicjum. Tym razem
postanowiłam zrobić wyjątek, bo jutro Wigilia Bożego Narodzenia, a więc
czas szczególny, wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.
Rodzinny, pełen miłości i prezentów.
Nie dla wszystkich.
Nie
mnie oceniać dlaczego na oddziale znajdują się osoby, które śmiało
mogłyby przebywać w swoich domach - pacjenci chodzący, potrafiący
samodzielnie jeść, umyć się i skorzystać z toalety. No może czasami z
niewielką pomocą najbliższych.
Chorzy
mają rodziny - i te bardzo bliskie i te dalsze. Nie ma tam ludzi
bezdomnych - każdy z nich gdzieś mieszkał zanim został przywieziony
właśnie do hospicjum. Nie wnikam w relacje międzyludzkie, bo sama wiem
jak potrafią być one zagmatwane i skomplikowane.
Wiem
jedno i jednego jestem pewna - nikt, absolutnie nikt nie zasłużył na
to, by ostatnie chwile swojego życia przeżywać w takim osamotnieniu,
braku bliskości i miłości jakiego bardzo często jestem obserwatorem i
świadkiem.
Potrzeba
dotyku, zainteresowania, spojrzenia, uśmiechu, czy rozmowy - z tego, co
widzę to są najlepsze prezenty dla chorych. Spacer po korytarzu,
nakarmienie zupą, podanie kubka z kompotem, potrzymanie za rękę, a nawet
milcząca obecność na stołku przy łóżku - są absolutnie za darmo, nic
nie kosztują i nie wymagają żadnego wysiłku, czy specjalnych
umiejętności.
Ogromna lekcja pokory - za każdym razem staram się być pilnym i uważnym uczniem w hospicyjnej szkole życia.
Nie
wiem jak potoczą się moje losy, czy losy moich najbliższych, ale
patrząc na jakże smutną rzeczywistość, nie chciałabym być zmuszoną
powierzyć kogokolwiek ze swojej rodziny opiece hospicjum, ani sama nie
chciałabym tam umierać.
Dom,
dom i jeszcze raz dom - to jedyne miejsce, gdzie każdy powinien spędzić
ostatnie chwile swojego życia. W otoczeniu, które zna. Z ludźmi,
których kocha i którzy jego kochają. Towarzyszyć komuś, kto umiera to
chyba najpiękniejszy prezent, jaki można podarować najbliższej osobie.
Moim marzeniem jest właśnie taka śmierć. Dlatego najlepiej jak potrafię żyję teraz tak, jak chciałabym kiedyś umrzeć.
Moim marzeniem jest właśnie taka śmierć. Dlatego najlepiej jak potrafię żyję teraz tak, jak chciałabym kiedyś umrzeć.
Dziwnym zbiegiem okoliczności (choć dla mnie raczej prawidłowością) jest przedświąteczny wzmożony ruch na salach. W zastraszającym tempie nie ubywa, lecz właśnie przybywa pacjentów. No cóż - chory, wychudzony i cierpiący stary człowiek nijak nie pasuje do obrazka pięknej i szczęśliwej rodziny zasiadającej do wigilijnego stołu, jaki możemy zobaczyć w reklamie.
Zdaję sobie sprawę z tego, że w tym jakże radosnym oczekiwaniu na Boże Narodzenie, być może ten post nie wpisze się idealnie (albo wcale) w klimat tych świąt. Choć ja uważam, że jest on jak najbardziej adekwatny do czasu i miejsca.
Pozwólcie, że za życzenia dla Was posłużą mi słowa księdza Jana Kaczkowskiego, pod którymi z całego serca się podpisuję.