Jedna dla mnie...
Jedna dla Męża...
Dziwnym trafem, wcale się ze sobą nie umawiając, każde z nas miało w środku trzy pakuneczki. Tyle, że po ich rozpakowaniu okazało się, że choć trzy paczuszki, to cztery w nich prezenty były.
Zawartość mojej torby:
Zawartość torby Dyrektora Wykonawczego:
Co za synchronizacja wyboru - książka i słodkości w obu paczkach... Jedynym odstępstwem okazały się dwie pary fikuśnych czerwonych i szafirowych koronkowych stringów dla mnie.
Jakbyśmy mieli mało słodyczy, dostaliśmy od mamy świeży zapas łakoci...
Tak więc obecnie (uwzględniając mikołajkowe podarunki) mamy chyba największą ilość czekolad (oraz innych wielce niezdrowych, lecz jakże smacznych dóbr) w historii naszego małżeństwa.