Jak się siedziało i jadło w pierwszy dzień świąt, w drugi trzeba było iść na dwa spacery połączone z kolejnymi zdjęciami świątecznych dekoracji, ale i oglądaniem nowego pociągu o pięknej nazwie FLIRT z peronu (ja) i z wnętrza wagonu (Dyrektor Wykonawczy). Krokomierz pokazał prawie 10 km, więc nie jest źle.
Jak co roku o tej porze Mąż ma wolne - tym razem od 22 grudnia aż do 3 stycznia włącznie, więc jesteśmy we dwoje, co sprzyja bliskości, ale i różnego rodzaju wyładowaniom elektrycznym. Powód do iskrzenia zawsze się znajdzie. Grunt, że dajemy radę i ofiar w ludziach brak.
Po dokładnym obejrzeniu ogromnego w treść (i ciężar albumu) o ikonach, zrezygnowałam z kupna tegoż, a zamiast niego zamówiłam sobie coś bardziej przystępnego i przydatnego.
A dzisiaj Głos Rozsądku odebrał z paczkomatu coś, na co natknęłam się przypadkiem (choć przecież w przypadki nie wierzę) w Wigilię...
Na koniec zostawiłam zdjęcie kocich garnków, które udało mi się "upolować" dopiero za trzecim podejściem. Mama się śmieje, żebym uważała i kotom ogonów nie przypaliła. Chyba raczej łap...