Od wczorajszego wieczoru Nasz Pies (bo tak po konsultacji z Mężem będę go tu nazywać) małżeńskim dekretem został mianowany psem kosmonautą. A wszystko za sprawą założonego przez panią weterynarz specjalnego kołnierza, mającego na celu uniemożliwienie zwierzakowi lizania szwów po kastracji, jakiej został poddany w schronisku.
Dziś minął tydzień od czasu jak po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcia tego brązowookiego słodziaka.
Szerszą, obszerniejszą i bardziej szczegółową relację z ostatnich trzech dni napiszę jutro.