Tak sobie pomyślałam, że skoro zdobyłam jakieś nowe (czasem nawet dość ekstremalne) doświadczenie, mogę podzielić się nim z kimś, kto może kiedyś z niego skorzysta.
Trochę wolnego miejsca, w miarę sztywne płyty, dzienne światło, poduszka pod kolana, dobry wzrok (lub okulary), czas, cierpliwość, wytrwałość, konsekwencja, determinacja, wiara w siebie i swoje możliwości (szczególnie gdy najbliżsi już na starcie je kwestionują - jak było w moim przypadku z mamą, która na widok puzzli powiedziała: "przecież ty nigdy tego nie ułożysz", lecz po kilku tygodniach zmieniła zdanie na: "podziwiam cię, bo jesteś niesamowita"). U mnie jeszcze sprawdził się spory zapas jednej konkretnej czekolady, rozjaśniającej umysł i dodającej bardzo potrzebnej energii (bo każde wytłumaczenie jest dobre, by pofolgować łakomstwu).
Każde puzzle da się ułożyć. Wystarczy chcieć i zastosować się do powyższych wskazówek. Nie zaszkodzi również odrobina intuicji, niezła pamięć wzrokowa (zwłaszcza do kształtów). A propos tych ostatnich - nadałam im swoje nazwy.
Czterowypustkowe i czterodziurkowe występują najrzadziej, więc jest ich najmniej. Wieżyczka i ludzik są o wiele częściej spotykane. Stojący i siedzący podobnie. Natomiast najwięcej jest tych ostatnich gagatków. Oczywiście każdy z obfotografowanych może mieć różne wcięcia i wycięcia.
Moje ulubione, bo charakterystyczne - z cyckiem prawoskrętnym lub lewoskrętnym i odpowiednio takimi samymi wycięciami - w prawo lub w lewo.
Też ulubione, czyli łopata prawoskrętna i lewoskrętna z podobnymi wycięciami.
No i usrańce - tu kawałek gwiazdki, tam promyczka, tu kropeczka, tam punkcik. Jak ma się przed sobą kilkaset takich elementów (od jasnego do ciemnego fioletu, poprzez tonalne przejścia do czarnego z odcieniami niebieskiego i szarego) można nieraz mieć ochotę wyrzucić delikwentów hurtem za okno.
Na ułożonym obrazie wyglądają tak logicznie, wpasowując się perfekcyjnie jeden w drugi, ale nie dajcie się zwieść - zdarzało się, że musiałam przełożyć co poniektóre, bo skubańce rozmiarowo i kolorystycznie pięknie komponowały się również w innych miejscach.
Podobnie jak gwiazdek na niebie, nie zliczę też ile razy układałam puzzle także w nocy, gdyż bardzo często gościły w moich snach.
Na razie na podłodze leżą cztery gotowe części, czekając na transport tej właściwej ogromnej płyty i pleksi oraz dwóch kolegów Męża do pomocy w fachowym naklejaniu puzzli na jednostronnie samoprzylepną folię, a folii (już klejem) na płytę, montowaniu zaczepów oraz wierceniu w ścianie dziur na trzy haki. O tym będzie ostatnia notka z serii.