Nasze cztery zimowe i jesienne okrycia wierzchnie po odbytej autobusowej podróży wiszą już w szafie u rodziców, bo jedyna, jaka znajduje się w kawalerce ma mocno ograniczoną pojemność, czyli dokładnie 77 cm drążka przeznaczonego na wieszaki. Jak na dwie dorosłe osoby to jednak za mało, choć ubrań nie mamy w jakiejś porażającej ilości. Za to na dole szafy mieszczą się nam prawie wszystkie buty - przynajmniej tych nie musimy wywozić po sezonie.
Za oknem wiosna w pełni. Po ostatnich deszczach cała roślinność rośnie w oczach. Zielono, kolorowo, gęsto i pachnąco wokoło. Grudnik (a raczej kwietnik) stojący na parapecie też cieszy oko swoim różem. W małej zielonej skrzynce posadziłam urwaną z kuchni miętę, która rośnie u każdego i wszędzie (wiem, bo rozdałam znajomym już kilkanaście zaszczepek). Jak zrobi się cieplej, wystawię ją na balkon.
Chyba się starzeję (albo dziwaczeję), ale już na samą myśl o wyjściu do sklepu po jakąś chemię, czy ubrania, nóż mi się w kieszeni otwiera i zadaję sobie pytanie: "a po co mi to?" Jak potrzebne, to z bólem serca, ale jednak idę. Tak miałam ostatnio z T-shirtami, których zostały mi słownie cztery sztuki, a że wyższe temperatury nadciągają, poszłam z Mężem do lumpeksu i znalazłam kolejne cztery, więc mam spokój na pewien czas.
Podzielę się za to dwoma genialnymi odkryciami zakupowymi, na jakie się skusiłam już dawno. Pierwszym z nich jest szklany pilnik. Kto mnie bliżej zna, ten wie, że z całej damskiej toalety najbardziej nie znoszę piłować paznokci (lubię mieć krótkie), ale ten mały gadżet powoli pomaga mi zmieniać swoje nastawienie. Mało tego - jest tak dobry, że w wersji grafitowej trafił w ręce Dyrektora Wykonawczego, który również bardzo sobie chwali jego skuteczność.
Druga rzecz to golarka. Podchodziłam do niej jak do jeża. Nawet Głos Rozsądku mnie zniechęcał: "nie kupuj, bo sobie krzywdę zrobisz i będzie się krew lała". Zaryzykowałam, zakupiłam i nie oddam. Zamówiliśmy w sieci akumulatorki, żeby mieć co ładować jak wyczerpią się dołączone do niej baterie. Dotychczas używana maszynka i żel do golenia poszły w odstawkę. Krzywdy sobie nie robię i krew się nie leje, więc czasem warto nie słuchać Męża.
Jest jeszcze trzeci przedmiot i - żeby była całkowita jasność - został on kupiony jako mroczny przedmiot pożądania Dyrektora Wykonawczego. Bladego pojęcia nie mam dlaczego, ale Druga Połówka ma jakiegoś fioła na punkcie moich stóp i paznokci. Teraz codziennie męczy mnie pytaniem kiedy w końcu będzie mógł użyć poniższego, wciąż dziewiczego, zestawu.