Sobota, a ja wyjątkowo siedzę sama w domu. Na szczęście tylko połowę zmiany, bo na tyle fabryka "porwała" mi Męża. Poskładałam i pochowałam jedno pranie, wstawiłam i rozwiesiłam drugie, poczyniłam zakupy pod kątem planowanego na jutro rosołu, który bardzo lubi Dyrektor Wykonawczy.
Oxalis potraktowałam (do ziemi i na liście) polecanym przez sprzedawcę środkiem chemicznym, gdyż bałam się inwazji mszyc na sąsiednie doniczki. Operacja pozbywania się szkodników musi być powtórzona za kilka dni po raz drugi.
Wczoraj skończyłam pierwszą część (laser i tens) rehabilitacji kręgosłupa. Niebawem wyznaczę sobie termin masażu oraz gimnastyki indywidualnej, bo nauczona doświadczeniem sprzed kilku lat, nie chciałam mieć wszystkich czterech zabiegów pod rząd.
W trosce o dobro moich kręgów szyjnych zakupiłam specjalną poduszkę - do wykorzystania nie tylko w trakcie podróży, ale też podczas czytania książek lub oglądania filmów na siedząco.
Byliśmy z Mężem u dentysty, który dokonał przeglądu naszego uzębienia (na szczęście nie odnotował żadnych ubytków) oraz zabrał się za piaskowanie i skaling. Dzięki temu miałam darmowy peeling twarzy.
A w prezencie dostaliśmy od pana doktora po dwie pigułki prawdy. Jedną mamy wyssać za tydzień, po wieczornym myciu zębów. Wtedy okaże się na ile dokładnie je wyczyściliśmy. Tam gdzie oczom naszym ukaże się fiolet, trzeba będzie dokonać poprawek. Następną tabletkę mamy użyć po kolejnych siedmiu dniach.
Dla maruderów i narzekaczy pogodowych mam dobrą wiadomość - jest ciepło. Po dzisiejsze zakupy poszłam ubrana tylko w dżinsy, koszulę i balerinki, które są jednymi z moich ukochanych butów, więc uzupełniłam ich zapas (niestety dość szybko się zużywają) o dwie promocyjne cenowo pary - jak widać fuksja i czerwień rządzi.