Długi weekend trwa w najlepsze i choć pogoda nas nie rozpieszcza ani temperaturą, ani słońcem, nie odpuszczamy spacerów na świeżym powietrzu.
Wczoraj naszym głównym celem był cmentarz i grób dziadków, z którego wyrzuciliśmy powypalane znicze sprzed kilku dni. Przy okazji udało mi się zrobić kilka zdjęć.
Przyroda jak to przyroda - jest taka, jaka jest. Co ma kwitnąć, kwitnie. Co ma rosnąć, rośnie. Bez pośpiechu, spokojnie, w ciszy.
Jako że w drodze na cmentarz przechodziliśmy w pobliżu opustoszałego placu zabaw, nie mogliśmy nie poskakać na trampolinie. Oboje mieliśmy z tego wielką frajdę. Mąż dodatkowo jeszcze zaliczył ściankę wspinaczkową i zabawę w piachu z koparką. A minę miał przy tym jak mały szczęśliwy chłopiec.
Dzisiaj, w ramach obiadu, zaprosiliśmy mamę na kebab oraz inne niezdrowe jedzenie w galerii. Rodzicielka wyszła najedzona, zadowolona i z nową parą butów.