Czasem dobrze jest obudzić się w nocy celem udania się za potrzebą. Bo jak nie mgła, to śnieg. I nie był to sen, gdyż ranek na balkonie i na dworze wyglądał mniej więcej tak.
Pierwszy śnieg tej jesieni mam już za sobą. Podobnie jak w ogóle pierwszy w życiu kalendarz adwentowy, nad zakupem którego zastanawiałam się z powodu swojej peselozy, ale jak widać przegnałam ją na cztery wiatry. Bo jak nie teraz, to kiedy?
Przed nami pierwsze obcowanie z mobilnym internetem. Bez abonamentu, za to z doładowaniem, na kartę SIM - zupełnie jak w telefonie, bo nawet numer dostaliśmy. Niby taki pendrive w pudełeczku łudząco przypominającym opakowanie leku.
Za kilkanaście dni (również po raz pierwszy) przejdę do sieci komórkowej, z której od kilku miesięcy korzysta Dyrektor Wykonawczy.
W międzyczasie raczę się nowymi herbatkami, do których dołączone są spersonalizowane wiadomości od konkretnych dwóch pań. O wiele milsza odmiana niż dotychczasowy "pakowacz nr 23".
Pierwszy raz skusiłam się też na bransoletki w zestawie (przełamując odwieczny schemat kolczyków) oraz na bazę pod makijaż (cokolwiek to jest niewątpliwie ładnie wygląda).
Zeszłoroczny grudnik najpierw wypuścił pąki, które jeden po drugim otwierają się w pełnej krasie. A w doniczce w kuchni rośnie sobie pierwsza sałata posiana dla naszego Pepe.