Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 29 listopada 2016

2255. O chwili obecnej

Wygląda na to, że najprawdopodobniej wyczerpał mi się pieczołowicie nagromadzony cały zapas stresu. Zużyłam go przed biopsją i kto czytał, ten wie, że zupełnie niepotrzebnie pozwoliłam strachowi zawładnąć sobą.

Teraz, wszak w oczekiwaniu na wyniki wyżej wymienionej, zamiast nerwów zagościł we mnie spokój i jakaś taka spójność mnie ogarnęła od środka.

Wykonałam już dziś telefon do sekretariatu chirurgii, lecz nadaremno, gdyż tej jednej kartki papieru z opisem jeszcze tam nie dostarczono - w końcu nie minęły nawet dwa tygodnie od zabiegu, ale ja jak zawsze w takich wypadkach pierwsza wybiegam przed szereg.

A że ponoć nie ma ludzi zdrowych, lecz tylko niezdiagnozowani, tak więc żyję sobie na razie w poczuciu pełnej przynależności do tej ostatniej grupy.

Czy się boję? O czym myślę? Jak się czuję? Co mi po głowie chodzi?

Jestem ciekawa diagnozy, bo należę do osób, które (mimo wszystko) wolą wiedzieć i mieć świadomość. Chciałabym przeczytać czarno na białym jak jest. Opcje są dwie - albo mam raka, albo go nie mam.

Gdybym dowiedziała się, że jestem chora, raczej nie byłabym zaskoczona taką informacją, bo w sumie a dlaczego nie ja?

Gdyby okazało się, że jestem zdrowa, pewnie z początku trudno byłoby mi w to uwierzyć, ale później chyba odetchnęłabym z ulgą myśląc, że to jeszcze nie teraz.

W ciągu tamtych najdłuższych ośmiu dni przed biopsją przerobiłam w głowie różne scenariusze (łącznie z tym najczarniejszym), możliwości, opcje i rozwiązania.

Będzie co ma być. Na razie jednak nic nie wiadomo.

Czuję się bardzo kochana, bo wiem, że cokolwiek by się nie zadziało, mam ogromne wsparcie i miłość Męża, a także poczucie bezpieczeństwa i komfortu psychicznego dzięki temu, że mieszkamy sami. Tu mam wreszcie prawo do różnych stanów emocjonalnych i do bycia sobą.

Są też wokół mnie ludzie, na których (w razie czego) mogę liczyć jeśli chodzi o pomoc lekarską, pielęgniarską, czy terapeutyczną.

W sobie przede wszystkim mam siłę, mądrość, intuicję, wiarę, nadzieję, miłość i zaufanie.

Potrzebowałam o tym wszystkim napisać nie wiedząc jaki jest wynik biopsji, bo po jego otrzymaniu nic już może nie być takie samo.

Teraz koncentruję się na chwili obecnej. Patrzę na prószący za oknem śnieg. Siedzę w blasku globusa, który subtelnie oświetla pokój, podkreślając piękno Pantokratora stojącego na komodzie oraz puzzli wiszących na ścianie.

Dopisuję kolejne rzeczy do listy świątecznej. Czekam na przesyłkę z nowymi kolczykami. Sprawdzam promocyjne ceny perfum, które chcę zamówić. Kompletuję świeżą porcję lektur w księgarni internetowej.


Nad ranem śniło mi się, że byłam w jakiejś wielkiej sali pełnej ludzi i regałów z książkami. Siedziałam w pierwszym rzędzie na krześle. Nagle otworzyły się drzwi i do środka wszedł ks. Kaczkowski - uśmiechnięty, pogodny, ubrany w jakąś biało-szarą długą szatę. Podszedł do mnie pytając co tu robię i skąd się tu wzięłam. Odpowiedziałam, że jestem tam, gdzie i on się pojawia. Potem stwierdził, że myślał o mnie i zastanawia się, czy przypadkiem nie jestem osobą dominującą. Zaskoczona, przyznałam mu rację.