Tak pięknie już było. Biało, puszyście, mroźnie. A jak cudnie sypało wirującymi płatkami. I co? Ano znowu czarne ulice i zielone trawniki. Dobrze, że zdążyłam zrobić kilka zdjęć i odbyć ze dwa spacery po śniegu.
Spokój też uleciał za mnie jak powietrze z pękniętego balonika. Jestem tak nabuzowana, że co chwilę wybucham, klnę jak szewc albo płaczę - jak choćby wczoraj wieczorem.
Ile można czekać na ten jeden wynik? Życie w zawieszeniu do przyjemności nie należy. Zanim dowiem się czy mam raka, zejdę na zawał - w całkowitej nieświadomości diagnozy.