Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

niedziela, 1 stycznia 2017

2269. Przyszedł, a ja spałam

Ani do jedzenia, ani do picia, ani do tańca, jedynie do spania nadajemy się z Mężem - oto podsumowanie wczorajszego sylwestrowego wieczoru.

Jedna miska szpinakowej sałatki, trzy tortille oraz mała buteleczka szampana - tak wyglądało nasze śniadanie noworoczne.

Dyrektor Wykonawczy zaprzestał wygibasów po tym jak coś mu strzeliło w kręgosłupie. Na szczęście samo przeszło - i bynajmniej (na szczęście) nie na mnie.

Umyci, przebrani i gotowi do snu leżeliśmy w pościeli już około dwudziestej drugiej, czekając jedynie na telefon od mamy, która miała zadzwonić przed udaniem się na spoczynek. Pół godziny później smacznie spaliśmy.

Fajerwerki mi nie przeszkadzały. Mężowi też nie. Co prawda Głos Rozsądku obudził mnie w okolicach północy z nakazem wstania i podziwiania widoków za oknem, ale zdołałam podnieść jedynie głowę, by stwierdzić, że jednak wolę spać.

Po siódmej rano wygramoliłam się spod kołdry i z własnej (oraz nieprzymuszonej woli) zrobiłam dwie kawy po turecku z miodem, serwując je do łóżka - Dyrektorowi Wykonawczemu i sobie.

Pierwszy dzień stycznia był cichy i spokojny. O śniadaniu już wspomniałam. A na obiad zamówiliśmy pizzę - z rekordowym jak do tej pory czasem oczekiwania - dwie i pół godziny.

Ze znalezionej gdzieś w sieci grafiki (bladego pojęcia nie mam gdzie) wyszło mi, że te moje trzy słowa opisujące 2017. rok to CHANGES, POPULARITY i WISDOM.