Od Autorki

Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję źródło), stanowią więc moją własność.
Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez mojej wiedzy oraz bez podania adresu tego blogu.
(Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

środa, 4 stycznia 2017

2270. Pozostaje wierzyć

Najpiękniejszym prezentem prawie noworocznym (no, może z małym poślizgiem - i to dosłownie) jest dla mnie śnieg, mróz i prawdziwa zima za oknem. Jak ja kocham taką pogodę! I jak dobrze mi ona robi - szczególnie kiedy wyjdę na zewnątrz i pospaceruję. Wtedy radość i energia mnie rozpierają. A tak po cichu (żeby biały puch nie stopniał) liczę na piątkowy wypad z Mężem do lasu - i nawet zapowiadane dwucyfrowe minusowe temperatury mi niestraszne.

Martwię się trochę stanem zdrowia rodziców. Ojciec od lat odmawia jakiejkolwiek lekarskiej pomocy. Nie bada się, nie chodzi do przychodni, nie łyka żadnych środków przeciwbólowych, nie dba o siebie. 

Ostatnim razem (czyli prawie jedenaście lat temu) sama dzwoniłam po karetkę jak leżał na łóżku z atakiem przepukliny, z którą nic nie robił przez kilka lat. Operacja rutynowa, raz dwa i do domu. Wspomnienia ze szpitala ma bardzo dobre - nawet jedzenie mu smakowało, więc żadnej traumy nie przeżył, żeby się zrazić.

Teraz brak mu sił, ma poważne problemy z krążeniem (dawno temu zdiagnozowane przez specjalistę), puchną mu nogi, nie może chodzić, jest mu wiecznie zimno, podsypia na siedząco w ciągu dnia, ma problemy z żołądkiem i ani prośbą, ani groźbą, ani racjonalnym tłumaczeniem mamy i moim nie da się go przekonać do odwiedzenia lekarza.

Rodzicielka od lat jest świadkiem cierpień ojca, które odbijają się na jej stanie psychicznym, który z kolei przekłada się na migrenowe bóle głowy, skoki ciśnienia, problemy ze snem i pewnie jeszcze na wiele innych dolegliwości.

Przedwczoraj byłam z nią u lekarza, bo pomimo regularnego zażywania leków stabilizujących ciśnienie, ono wciąż rosło, a przy tym bardzo bolała ją głowa z tyłu i z przodu. Dochodziły do tego zawroty głowy. Zrobiono jej EKG, dostała nowe leki, nowe dawki i z siatką pełną medykamentów pojechała do domu.

Wczoraj byłam u rodziców, żeby zrobić im zakupy, gdyż ojciec prawie w ogóle nie wychodzi z mieszkania (czasem zejdzie tylko do piwnicy po ziemniaki), a mamie kręci się w głowie i jest słaba. Co mogę, to robię, ale i tak przepycham się nieraz słownie z rodzicielką, która upiera się, że wyjdzie do sklepu. Oczywiście jak widzę, że jest źle, nie pozwalam i sama idę, ale co się natłumaczę, tylko ja wiem.

Ojciec martwi się o mamę jak coś jej dolega. Jest smutny, markotny i odmawia jedzenia. Mama martwi się, że ojciec się nią przejmuje i wtedy skacze jej ciśnienie. I tak jedno napędza drugie. A rozwiązanie jest proste - ojciec idzie do lekarza, jest przebadany i zdiagnozowany, dostaje leki, które zażywa, a mama się uspokaja i jej ciśnienie się stabilizuje.

Ciężko mi czasem rozmawiać z mamą, bo co mam powiedzieć jak słyszę, że łamie się jej głos kiedy mówi, że ojca coś boli, a ona nie może patrzeć na to, że on nie pozwala sobie w żaden sposób pomóc. Mam wrażenie, że ojciec odmawia leczenia zupełnie jakby odmawiał sobie prawa do życia. Bo jak inaczej rozumieć słowa kierowane do mamy, że najlepiej byłoby gdyby ktoś go dobił?

Nie jest łatwo patrzeć jak cierpią najbliższe osoby - szczególnie, że można byłoby im pomóc...