Przesunięta (ze względu na panujący wtedy mróz) o cały tydzień urodzinowa konsumpcja w strefie szybkiego jedzenia w galerii zgromadziła nasz trzyosobowy dream team w składzie niezmienionym.
Było dużo, niezdrowo, ostro, słodko, słono, tłusto, chrupiąco, w panierce, śmietankowo, z posypką, pomarańczowo, mokro i zimno. Ale przede wszystkim było pysznie. I z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że wreszcie się najadłam.
W pewnym momencie we dwie z mamą dostałyśmy swoistej i niepowtarzalnej głupawki, która nijak nie przerzuciła się na Męża. Za to nam jeszcze długo trudno było przestać się śmiać.
Rodzicielka nie omieszkała zakupić sobie nową parę obuwia - no bo jak to tak - być w galerii (w dodatku podczas wyprzedaży) i wrócić do domu bez butów?
Dyrektor Wykonawczy powiedział mi potem, że zastanawia się po co mamie tyle par skoro ciągle widzi ją w tej samej. Dziwnym zbiegiem okoliczności do identycznego wniosku doszedł ojciec na widok pudełka przyniesionego przez swoją żonę.
Ale który facet w takiej kwestii zrozumie kobietę?