Miniona sobota upłynęła nam pod znakiem konsumpcji. Oczywiście jako trzyosobowy dream team i - niestety - znowu w galerii, co skutkowało szybkim, tłustym i niezdrowym (za to jakże pysznym) jedzeniem oraz nową parą butów zakupioną przez mamę, która przez tamtych kilka godzin oderwała się od domowej rzeczywistości i miała możliwość całkowitego zregenerowania nerwów, z czego z radością skorzystała.
Jako że ojciec za kilkanaście dni ma urodziny, zrobiliśmy z Mężem burzę mózgów odnośnie prezentu, jaki by mu się przydał i trafił w gust. Czekoladki to raz (tatuś jest łasuchem), grzybek do orzechów to dwa (obecnie rozbija je młotkiem), a potem rodzicielka w rozmowie ze mną zasugerowała piżamę. Zawiozłam mu ją już wczoraj, bo nie byłam pewna czy rozmiar dobry, a jakby co, mogłam oddać lub wymienić na inny. Ostatnią noc ojciec przespał w nowym odzieniu i był bardzo ukontentowany, co nas cieszy.
Jak tylko go zobaczyłam w ulotce, od razu wiedziałam, że będzie mój. Wszak i Dyrektor Wykonawczy i własna matka mówią o mnie "Pani Kierowniczka", więc teraz oficjalnie mam już swój prywatny termiczny kubek władzy. Do spółki z drugim, który również wpisuje się w mój charakterny profil.
Wczoraj odwiedziła mnie właścicielka mieszkania, a dzisiaj Czarnula. Dwie kobiety dokładnie w tym samym wieku, a tak różne historie ich związków z facetami. Zachowania tej pierwszej nie rozumiem, gdyż przykro się słucha kogoś, kto jest materialistą, kto kłamie, kręci i gubi się w zeznaniach. Tej drugiej kibicuję z całego serca, bo jej oparty na prawdzie związek kwitnie i rozwija się w dobrym kierunku, a ona wreszcie doświadcza szczęścia, na które w pełni zasługuje.